niedziela, 13 listopada 2016

,,Córka Dementora" Rozdział 4

                                                                       Rozdział 4

- Dziś będziemy przesadzać Manragory.- To nasza pierwsza lekcja z Profesorem Longbottomem. Profesor Spraut odeszła na emeryture. Mi to nie przeszkadza ponieważ małam mieć szlaban co sobote przez cały rok... Teraz mnie to nie ominie. Nie wygląda gorzej niż tamta nauczycielka...
-Niech każdy weźmie jedne nauszniki.- Wszyscy skoczyli w ich  stronę. Nikt nie chciał zostać właścicielem starych różowych nauszników które wyglądają jakby były z rocznika Harrego Pottera.  -Teraz otulcie nimi swoje uszy... Dokładnie!!!- Wszyscy niechętnie je założyli.
-No dobra to teraz uwaga! Pokazuje!- Profesor pociągnął za liście jednej z roślin. Wtedy zobaczyłam jej korzenie wyglądały jak dziecko. Ale słod....
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!- To słodziutkie dziecko zaczęło tak strasznie ryczeć że głowa mała. Profesor włożył ją pospiesznie do następnej donicy, obsypał ją ziemią, a ona... umilkła. Ale ulga!                                                                                                                                -Jak widzicie ich struny głosowe dają popalić... To są bardzo młode osobniki, dlatego po usłyszeniu ich krzyku bez nauszników może wywołać tylko stracenie przytomności...- Tu profesor  trochę się zawahał jakby przypominał sobie jakieś wspominienie. -Lecz im są starsze - Ciągnął dalej- tym ich głosy robią się bardziej niebezpieczne. Potrafią... zabić. - Na te słowa wszyscy zaczeli poprawiać nauszniki. - No to wasza kolej...
Lekcja powoli dobiega końca uszy mi odpadają.
-Dobrze. To tyle na dzisiaj mam nadzieje że się podobało.- Uśmiechnął się promiennie.- Spakujcie swoje rzeczy  i... do zobaczenia.- Profesor wydawał się być zadowolony z siebie, to była jago pierwsza lekcja i myślę że jest spoko.
-Lily! - Nie to nie dziwne ze nazywa mnie po imieniu.  Kdy tak robi no... ,,nie wiesz kto jest twoim rodzicem = nie znasz swojego nazwiska". Właśnie miałam wyjść z klasy... -Lily!- Już nic mnie nie uratuje... Niestety. Jesteś Lily. Tak?- Zapytał się swoim oficjalnym głosem. To było zabawne. -Eee... Tak- Odpowiedziałam trochę zmieszana....
-Naprawde? Uff... To dobrze. Musze z tobą porozmawiać o tym szlabanie.- Jego ton teraz wydawał się głosem mojego wujka albo Ojca...- Miałaś go odrabiać w soboty... Ale już niestety w tedy mam kogoś innego na szlabanie...
-Orany tak na pierwszej lekcji?!- Wymskneło mi się...- No to znaczy...
-Nie.- Powiedział profesor trochę się podśmechujac pod nosem.- Profesor Sprout...
-Lubiła dawać szlabany... Wiem...
-Tak... No wiec jeżeli nie masz nic przeciwko odrobieniu go dziś po lekcjach było by wspaniale...- Wow pierwszy raz widze nauczyciela który pyta czy mi pasuje szlaban...
-Tak oczywiście!
-Uff...To wspaniale. To po lekcjach?
-Tak po lekcjach- Odpowiedziałam cała rozpromieniona.- Czy mogę...
-Tak możesz iść. Do zobaczenia.- Pożegnał mnie z uśmiechem.

Idę właśnie na kolacje. Potem prosto na szlaban, jeszcze nigdy nie cieszyłam się że ide na szlaban.
-Co ty taka rozpromieniona?- Ted przyglądał mi się podejrzliwie.
-Idzie na szlaban...- Odpowiedziała Lucy nie powstrzumując śmiechu.
-Co? I to dlatego jesteś taka .... Taka szczęśliwa?
-Tak.- Stwierdziłam.
Stoje właśnie przed drzwiami do gabinetu profesora. Pukam.
- Proszę proszę...- Usłyszałam głos nauczyciela. Weszłam do środka.
- Ach to ty Lily... No wiec przyznam się że nie mam pojęcia co będziemy robić... Więc... No może ty masz jakiś pomysł?
-Może mam coś posprzątać...- Gdzie jak gdzie ale tu by się przydało. Cały gabinet był obrośnięty....no... czymś.
- Nie co ty, myślisz że ja cię tu będę karał?
-No chyba na tym polega szlaban...- Odpowiedziałam zaskoczona tym pytaniem.

-Nie... Profesor Sprout nigdy cie nie lubiła i dlatego masz tu szlaban... Niestety nie mogę go usunąć...- Zatkało mnie. Zaraz się okaże że będziemy oglądać filmy.  -WIEM! Pokaże ci moje wspomnienie z mojej  lekcji o mandragorach. Dobrze? - Teraz byłam sparaliżowana. Jak to? Proponuje cos takiego i pyta się czy chce?
-Oczywiście!- Odpowiedziałam uradowana. A profesor wstał i podszedł do myślodsiewni .
-No to choć.- Podeszłam do niego i patrzyłam jak wlewa cos do tego krążka... Ale lol.
- Zanurz głowę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz