niedziela, 13 listopada 2016

,,Córka Dementora" Rozdział 5

                                                                       Rozdział 5
Idę nie znanym mi  korytarzem w domu którego ściany pokryte są ciemną tapetą. Są też poobwieszane przeróżnymi obrazami... Wchodzę przez hol do jadalni pełnej krzeseł dom wygladał na opuszczony. Na końcu pomieszczenia znajduje się kominek, przednim... Ktoś klęczy! Podchodzę bliżej... Teraz widzę ten ktoś rozmawia przez sieć FIUU. Jest już tylko kika cali dzielących mnie i tego... mezczyzne. Teraz mogłam zobaczyć z kim rozmawia. Już miałam spojrzeć ale usłyszałam znany mi doskonale tekst ,,Bez ryzyka nie ma zabawy. Pamiętaj że zawsze jestem przy tobie." przerażona odskoczyłam do tyłu. On ciągnął dalej ,,Wiem że za mną tęsknisz... Ja za tobą też. Myślałem że... odebrano mi cię na zawsze. Kocham cię".
Aua- stęknęłam. Dopiero teraz uświadomiłam sobie że to był tylko sen. Z jednej strony to dobrze że śni mi się coś nowego... Choć nie wiem czy to takie nowe.
-O. Wstałaś już,- Lucy siedziała na łóżku zanurzona w lekturze.
-No jak widać.
-Miałaś nowy sen? Tak?
-Eee... Że był nowy tego nie mogę powiedzieć... Ale stary też nie był.- Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.- To... CZEKAJ! Dziś jest mesz Quidditcha?
-Tak. Ale wróćmy do tego snu. Powiedz mi co ci się przyśniło.
-No... Dobra- Wiedziałam że to jest nie uniknione. Opowiedziałam wszystko.
-Acha... Czyli wiemy skąd ten ktoś stara się z tobą porozumieć... No dobra to na plus.
-I wiemy co jeszcze mi powiedzał.
-Tak...- Zamyśliła się.- No dobra choć na śniadanie Tam powiemy o tym Tedowi.-  Po czym obie (po całej ceremonii ubierania się) zeszłyśmy na dół.

- Acha...- Powiedział Ted kiedy powtórzyłam to co powiedziałam Lucy. - A jeszcze raz opisz to miejsce...
-No nic szczególnego ciemny korytarz cały w obrazach a na końcu korytarza były schody tam wisiał jakiś zrzędliwy portret jakiejś kobiety... No i jadalnia tam był kominek.
- Czekaj! Jaka kobieta?!- Lucy i Ted wyglądali jakby coś wiedzieli...
-No nie wiem. Bo była za zasłoną...
-Mówiła coś?
-Nie nic konkretnego...
-A może coś o szlamach? Łażących po jej domu?
-Tak. Ale skąd wy o tym wiecie?
- Chyba wiem co to za miejsce... To musi być stara kwatera główna Zakonu Feniksa.
-Tak ja też tak myślę... - Lucy przytaknęła.
-Wiesz...- Ted wyglądał na bardzo podekscytowanego.- Ja na święta jadę do Harrego. Plan był inny ... ale może pojedziesz ze mną?
-Nie wiem co to ma do rzeczy... Ale chyba mogę o ile Lucy...
-A to ma do rzeczy że to on jest właścicielem tego domu!
-Może nas tam zabrać?
-Tak. I możemy tam spać jak chcesz.
-Super! Ale Lucy... ty się zgadasz?
- Tak bo ja też jadę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz